Samolot z Poznania do stolicy Wielkiej Brytanii odleciał punktualnie. Niestety, było ciasno. Dość dawno nie latałem Wizzair i już trochę zapomniałem, jak wygląda przestrzeń na nogi między fotelami dla kogoś, kto ma ponad 2 metry wzrostu. Na szczęście nieco przysypiałem i podróż minęła szybko. Lotnisko Stansted powitało nas pięknym słońcem. Tak jak pisałem w poprzednim wpisie, najtańszym sposobem dostania się do miasta jest skorzystanie z minibusów EasyBus. Bez trudu odnaleźliśmy przystanek. Okazało się, że mamy szczęście! Kupiliśmy bilety na godzinę 9.15 (były najtańsze). Ponieważ jednak w busie na godzinę 8.30 były wolne 2 miejsca, to kierowca nas zabrał. Półtorej godziny walki z korkami i wysiadamy. Marszem do metra i już jesteśmy w miejscu, z którego zaczniemy zwiedzanie, na Trafalgar Square.
Moim zdaniem nie ma lepszego miejsca, aby zacząć poznawanie Londynu. Plac upamiętnia zwycięstwo floty brytyjskiej pod dowództwem admirała Nelsona w jednej z najważniejszych bitew morskich w historii – pod Trafalgarem. Bitwa nie była być może „duża” jeśli idzie o ilość okrętów biorących w niej udział, ale zarówno z punktu widzenia konsekwencji, jakie przyniosła, oraz historycznego nie sposób przecenić znaczenia tego starcia zbrojnego. Była to ostatnia wielka bitwa żaglowców. Brytyjskie okręty nie tylko pokonały eskadrę Napoleona, ale także położyły kres panowaniu na morzach ogromnych żaglowców. Trafalgar zamyka okres chyba najbardziej romantycznego podboju oceanów, który zaczął się tysiące lat temu, w dobie Fenicjan i rozpowszechnienia się żagla. Przez wieki żaglowce z większym lub mniejszym szczęściem pokonywały oceany. Z nimi wiążą się największe i najbardziej spektakularne odkrycia geograficzne, najbardziej znani awanturnicy i najbardziej niezwykłe historie. Żaglowcami dowodzili Krzysztof Kolumb, Ferdynand Magellan czy Czarnobrody. Najbardziej romantyczna i najbardziej awanturnicza z epok zakończyła się bezpowrotnie. Kolejne lata to okres parowców… Wróćmy jednak do starcia z 21 października 1805 roku. Walczyło wówczas ze sobą 59 okrętów wojenny. Brytyjczycy mieli ich 27, a Francuzi pod dowództwem Pierre’a de Villeneuve 33. Błyskotliwy manewr taktyczny polegający na tym, że flota brytyjska w dwóch kolumnach zaatakowała rozciągnięte w półłuku statki hiszpańsko-francuskie (zob. grafika niżej), pozwolił Nelsonowi zwyciężyć – sukces przypłacił jednak własnym życiem. Trafalgar wszedł do brytyjskiej świadomości narodowej jako jeden z jej fundamentów. Po raz pierwszy w dobie nowożytnej istniało realne zagrożenie, że obce wojska staną na brytyjskiej ziemi, jednak zostało ono odparte. Bita pod Trafalgarem stała się początkiem hegemonii Brytyjczyków na morzach świata, walnie przyczyniając się do powstania brytyjskiego imperium kolonialnego, które w okresie największego rozkwitu obejmowało 1/4 wszystkich lądów na naszym globie.
Trafalgar Square w zamyśle jego projektantów miał jedno zadanie. Miał upamiętniać i podkreślać potęgę brytyjskiego imperium oraz floty Jej Królewskiej Mości. Centrum placu stanowi wysoka na 50 metrów kolumna w stylu korynckim, na jej szczycie stoi ogromny posąg samego Horatia Nelsona. Wizerunek pogromcy napoleońskiej floty oddano bardzo realistycznie. Ma tylko jedną rękę (w czasie bitwy stracił drugą, co stało się potem przyczyną jego śmierci). Na oku nie ma on opaski (stracił oko w czasie bitwy). Dumnie spogląda w kierunku morza, wyrażając całą swoją postawą spokój, który nawet w największym niebezpieczeństwie udaje się osiągnąć tylko największym z wodzów. Plac to niezwykle ciekawe miejsce samo w sobie. Oczywiście ma on podkreślać potęgę imperium, ale kilka elementów trochę jakby tu nie pasuje, a nawet budzi zdziwienie. Można na nim dostrzec mały okrągły słup latarni. Znajduje się on w jego południowo-wschodnim brzegu. To najmniejszy w Wielkiej Brytanii… posterunek policji! Od północy plac otacza potężna National Gallery (jutro zwiedzamy!), a nieco dalej National Portrait Gallery (jeśli starczy czasu także zajrzymy). Obydwie można zwiedza za darmo. Naprzeciwko galerii znajduje się najstarsza budowla na Trafalgar Squere: St Martin-in-the Fields, kościół zbudowany tutaj w pierwszej połowie XVIII Wieku. W czasie budowy placu budowniczowie musieli bardzo się natrudzić, aby wkomponować tę świątynię w ogólne założenia architektoniczne przebudowywanego skrawka Londynu. Po wejściu do świątyni można obejrzeć znajdującą się po lewej stronie lożę królewską. Pochowano tutaj jedną z najbardziej znanych królewskich kochanek. Była nią Nell Gwynne – kochanka króla Karola II.
Obejrzywszy plac, wkraczamy w dzielnicę rządową. Zaczyna się w miejscu, gdzie wzniesiono pomnik konny króla Karola I. Jest to najstarsza rzeźba konna w Londynie i jedna z niewielu oryginalnych renesansowych rzeźb tego typu zachowana do dziś dnia na terenie Anglii. Wykonał ją z brązu w roku 1633 Hubert Le Suer. Od tej rzeźby mierzy się wszystkie odległości w stolicy Anglii. Swoją drogą to niezwykle interesujące, że pomnik się uchował. Karol I nie był, mówiąc najdelikatniej, „najszczęśliwszym władcą”. Popadł w konflikt z parlamentem, co zakończyło się wojną domową i uroczystym… ścięciem króla w roku 1642. Rzeźbę chciano przetopić. Sprzedano ją w prywatne ręce, ale handlarz brązem był stronnikiem monarchii i zamiast rzeźbę przetopić, ukrył bardzo starannie. W 1675 restaurowano monarchię, a rzeźba wróciła na swoje miejsce. Dziś Karol patrzy dumnie na rządową ulicę Whitehall. Z pomnikiem wiąże się jeden z najbardziej znanych rymowanych wierszyków, który powstał w Londynie w latach 40. XIX wieku, będący rodzajem purytańskiej satyry na rzeczywistość, w jakiej przyszło żyć ludziom w tym okresie. Do dziś większość mieszkańców Londynu kojarzy ową rymowankę zatytułowaną „As I was going by Charing Cross”.
Kilka zdjęć i ruszamy ulicą Whitehall. Mieszczą się przy niej urzędy Państwowe. Po prawej stronie widzimy budynek mieszczący dowództwo brytyjskiej armii zwany Horse Guards. Trudno nie zwrócić uwagi na ten gmach nie tylko z uwagi na to, że jest on charakterystyczny sam w sobie, ale także ze względu na strażników w historycznych strojach, którzy pełnią przed nim wartę. Ich stroje (zdobione piórami) pochodzą z XVI wieku, a żołnierze je noszący pierwotnie stanowili gwardię przyboczną króla Karol I, który wzniósł dla siebie pałac Whitehall. Mieli oni strzec bram nowej rezydencji. Pałac został zrównany z ziemią przez pożar w roku 1698, ale strażnicy pozostali jako pamiątka po jednym z najbardziej niezwykłych angielskich królów. Dumnie siedzą w wyprostowanej pozycji na koniach lub pełnią wartę przy wejściu. Co ciekawe, część ich wyposażenia (niektóre hełmy i zbroje) są oryginalne i pochodzą z czasów panowania króla Karola. Budynek siedziby dowództwa armii znany jest z tego, że co roku w czerwcu, w dniu oficjalnych urodzin królowej odbywa się tutaj barwna parada wojskowa, która jest jednocześnie oficjalnym przeglądem sił zbrojnych.
Naprzeciwko Horse Guards, po lewej stronie ulicy (Trafalgar Squere mamy za plecami) znajduje się jeden z najpiękniejszych renesansowych budynków w Londynie: Banqueting House. Jest to jedyny fragment pałacu Whitehall, który zachował się do dziś. Został zbudowany przez Indigo Jonesa, który jest uważany za tego, który sprowadził włoski renesans do Anglii. Obejrzeć tutaj można 9 barokowych platform, które pomalował pewien, wówczas mało znany, flamandzki malarz, Rubens. Karol I, który zamówił malowidła (ten sam, który stoi na pomniku konnym) chciał uczcić dynastię Stuartów. Pechowo niemal od razu po zakończeniu prac malarskich wybuchła wojna domowa, a potem przed tymi samymi dziełami sztuki, które król zamówił, został ścięty. Podobno ostatnim widokiem, jaki miał przed oczami zanim kat odrąbał mu głowę, był widok fasady Banqueting House.
Kontynuujemy spacer wzdłuż Whitehall, po drodze mijamy Cenotaf. Najogólniej rzecz biorąc, cenotafem określa się symboliczny (zazwyczaj pusty) grobowiec, wznoszony w starożytnym Egipcie, Grecji lub Rzymie. Ten w Londynie to pomnik ku czci tych, którzy „polegli na polu chwały”. Dość ogólna nazwa ma na celu honorowanie wszystkich, którzy przypłacili życiem dążenie do umocnienia Imperium Brytyjskiego niezależnie od tego, na jakim polu działali.
Kontynuujemy nasz spacer ulicą Whitehall. Po prawej stronie widzimy najbardziej znany dom w Londynie. Mieszka tutaj, przy Downing Street, premier kraju. Pierwotny budynek wzniesiono obok pałacu Whitehall i nazywano „domem na tyłach” (domyślnie pałacu). W czasach Tudorów mieszkał tutaj zarządca pałacu królewskiego. Okazjonalnie mieszkali tutaj także członkowie rodziny królewskiej, np. 4-letni syn Jakuba I, królewicz Karol, przyszły król Karol I. W latach 50. XVI wieku mieszkał tutaj sam Oliver Cromwell. Samą ulicę nazwano na cześć dyplomaty George’a Downinga, który w roku 1638, w czasach Cromwella, walczył po jego stronie w wojnie domowej. Po wojnie domowej dom stał się siedzibą najpierw wyższych urzędników, a potem premierów rządów. Najpierw George Monck, diuk Albemarle, generał, który przyczynił się do odtworzenia brytyjskiej monarchii, wprowadził się tu w roku 1660 i mieszkał do śmierci w 1671. Albemarle był pierwszym przewodniczącym Komisji Skarbu (1667-1672), instytucji, która powoływała Pierwszego Lorda Skarbu, który potem ewoluował w „premiera”. Jego sekretarzem był baronet George Downing. Albemarle był pierwszą osobą powiązaną ze skarbem królestwa, która mieszkała w miejscu, gdzie w przyszłości mieli osiąść na stałe Pierwsi Lordowie Skarbu i premierzy Wielkiej Brytanii. Po śmierci Albemarle’a książę orański, późniejszy król Wilhelm III, także mieszkał w „domu na tyłach” krótko, gdy odwiedzał swego wuja, Karola II. W roku 1690 nowa para monarsza, król Wilhelm III i królowa Maria, podarowali „Litchfield House” Henrykowi de Nassau van Nassau-Ouwerkerk, holenderskiemu generałowi i królewskiemu kuzynowi, który przyczynił się do przejęcia tronu przez księcia orańskiego. W XVIII i XIX wieku dom na Downing Street 10 był generalnie postrzegany jako mały, nieciekawy, przeciętny budynek, poniżej standardów, do jakich przywykli rządzący. W związku z koniecznością przeprowadzania ciągłych remontów i nikłą atrakcyjnością miejsca, wielu premierów XIX-wiecznej Anglii, jak np. książę Wellington, wolało swoje własne, obszerniejsze i bardziej wystawne londyńskie rezydencje. Pomiędzy rokiem 1742 a 1780 tylko dwóch premierów (Grenville i North) mieszkało w tym budynku przy Downing Street. Po 1834 kolejni premierzy unikali mieszkania tu, dopiero Benjamin Disraeli wprowadził się w roku 1877. Disraeli był tym, który ponownie połączył siedzibę na 10 Downing Street z godnością Pierwszego Lorda Skarbu. Po objęciu teki premiera on również nie miał ochoty przeprowadzić się na Downing Street, jednakże w dwa lata później, podczas kryzysu bliskowschodniego, Disraeli, chory na podagrę 72-latek, dla którego odbycie spaceru z Whitehall Gardens na Downing Street dla odbycia narady gabinetowej było ponad siły, podjął decyzję o zamieszkaniu na miejscu. Stało się to w listopadzie 1877, a przeprowadzkę poprzedził kosztowny (choć niewielki) remont i spór o to, kto ma zapłacić za umeblowanie domu. W latach czterdziestych ogólne zmiany ekonomiczne i socjalne wymusiły w sposób naturalny zmiany w użytkowaniu siedziby premierów. Numer Dziesiąty przestał być wielką rezydencją obsługiwaną przez liczną służbę, a stał się – wraz z dawną częścią mieszkalną – urzędem, a mieszkanie premiera i jego prywatne biuro zostały przeniesione do dawnych pomieszczeń dla służby na poddaszu. W drugiej połowie XX wieku dom zaczął być nazywany „drogocennym klejnotem korony brytyjskiej” z uwagi na fakt, że premierzy rezydowali tutaj na stałe wraz z rządem i decydowali w dużej mierze o losach kraju.
Tuż za Downing Street można skręcić w lewo. Po prawej miniemy ministerstwo spraw zagranicznych, a nieco dalej można zajrzeć do muzeum Churchilla oraz tzw. War Rooms. Prezentuje ono, jak wyglądały warunki pracy szefa rządu brytyjskiego w czasie II wojny światowej.
Na razie rezygnujemy z tej atrakcji i kontynuujemy nasz spacer ulicą Whitehall, która płynnie przechodzi w Parliament Street. Kilkadziesiąt metrów i docieramy do Parliament Squere. Tutaj znajdują się posągi najwybitniejszych mężów stanu w historii Anglii. Najbardziej charakterystycznym budynkiem, jaki tutaj się znajduje jest oczywiście parlament, czyli inaczej Pałac Westminsterski ze słynnym Big Bennem. Misternie zdobiona wieża wysoka na 100 metrów z trzynastotonowym zegarem na szczycie jest najbardziej znanym zabytkiem Londynu i jednym z symboli Anglii. Zegar nazwano na cześć Benjamina Halla, który nadzorował jego budowę. Najstarszą częścią parlamentu jest słynna Westminster Hall. Zbudowano ją w XI wieku. Jest to jedna z najważniejszych sal w historii Anglii. Tutaj na śmierć skazano Tomasza Morusa, króla Karola I czy też Guy’a Fawkesa. Obecna budowla zaprojektowana została po pożarze w roku 1835 w neogotyckim stylu. Południową część kompleksu zajmuje Wieża Wiktorii, gdzie znajduje się wejście do Izby Lordów. Jeśli parlament obraduje, na wieży powiewa brytyjska flaga, a jeśli akurat trwa posiedzenie, to nad wieżą zegarową pali się światło. Pałac zawiera ponad 1000 pokoi, z których najważniejszymi są sale Izby Lordów i Izby Gmin. Mieści on też pokoje obrad komisji parlamentarnych, biblioteki, hole, jadalnie, bary i siłownie. Jest miejscem ważnych ceremonii państwowych, w tym otwarcia obrad parlamentu. Pałac jest bardzo ściśle związany z obiema Izbami, co obrazuje używanie słowa „Westminster” jako synonimu Parlamentu.
Obejrzawszy parlament, przechodzimy na drugą stronę ulicy, gdzie wznosi się Wieża Klejnotów. Jest to jedyny element pałacu Westminsterskiego sprzed pożaru w pierwszej połowie XIX wieku. Obecnie znajduje się tutaj muzeum parlamentaryzmu. Za wieżą znajduje się jeden z najbardziej niezwykłych parków świata. W centrum metropolii, tuż przy parlamencie, mało komu znana oaza zieleni i kilka ławek. Można tutaj spotkać najróżniejszych ludzi od parlamentarzystów poczynając, a na żebrakach kończąc.
Ruszamy kilkadziesiąt metrów dalej, a naszym oczom ukazuje się słynne Westminster Abbey, czyli Opactwo Westminsterskie. To najważniejsze i najpiękniejsze sanktuarium w Anglii. Wzniesione w stylu gotyckim jest uważane za najlepszy jego przykład w tej części Europy. Pełna nazwa świątyni to: Kolegiata św. Piotra w Westminsterze. Według legend pierwsza świątynia powstała w roku 616 na miejscu, które nazywano wówczas Thorney Island. Datę powstania pierwszego klasztoru należy jednak przenieść w okolice roku 800. Prawie 250 lat później Edward Wyznawca, który z powodów politycznych nie mógł dotrzymać ślubów udania się na pielgrzymkę do Rzymu, w zamian za zwolnienie z tych ślubów, zgodnie z sugestią papieża, miał przebudować opactwo. Przebudowa miała miejsce w latach 1045-1050 (w stylu romańskim), a nowe opactwo konsekrowano 28 grudnia 1065 (na tydzień przed śmiercią króla, który został tam pochowany).W roku 1066 odbyła się pierwsza koronacja w Opactwie Westminsterskim. Jako pierwszy został tam koronowany Wilhelm Zdobywca. Od tamtego czasu prawie wszystkie koronacje miały miejsce w właśnie tam. W roku 1220 Henryk III dobudował Lady Chapel, a 25 lat później rozpoczął gruntowną przebudowę całego opactwa w kształcie, który zachował się do dziś. Następna poważna przebudowa miała miejsce za Henryka VII w wieku XVI w stylu gotyku angielskiego.W roku 1534 Henryk VIII przejął opactwo w czasie swojej walki z kościołem katolickim, a w roku 1540 zlikwidował opactwo benedyktyńskie. Maria I Tudor wskrzesiła opactwo na kilka lat, ale potem Elżbieta I ponownie je zlikwidowała. Dwie zachodnie wieże, w stylu neogotyckim, dzieło Nicholasa Hawksmoora, ucznia Wrena, dobudowano dopiero w roku 1745. Dalsza przebudowa i renowacja miała miejsce w XIX wieku. W opactwie znajduje się szereg miejsc związanych nierozerwalnie z brytyjską świadomością narodową. Jednym z nich jest Grób Nieznanego Żołnierza. Pochowano w nim symbolicznie ciało nieznanego z imienia żołnierza, które przywieziono z Francji po zakończeniu I wojny światowej. Wraz z ciałem przywieziono tutaj ziemię z pola bitwy. Grobowiec jest symbolicznym hołdem dla wszystkich Brytyjczyków poległych w Wielkiej Wojnie. Tuż za nawą główną znajdują się dwa niezwykle ważne z historycznego punktu widzenia miejsca. Pierwszym są Kaplice Królewskie, gdzie leżą królowie Anglii, m. in. Edward Wyznawca. Drugim tzw. Zakątek Poetów, gdzie złożono ciała m. in. Wiliama Szekspira, Johna Miltona czy Oscara Wilde’a. Z punktu widzenia brytyjskiej państwowości najważniejszym obiektem znajdującym się w opactwie jest krzesło koronacyjne. Zbudowano je w roku 1300 dla króla Edwarda I i do dziś jest użytkowane. Za jedną z najpiękniejszych kaplic tutaj się znajdujących uchodzi ta, którą dedykowano Henrykowi VII oraz tzw. Krypta Normańska.
Za Opactwem Westminsterskim skręcamy w niewielką uliczkę, którą dochodzimy do Smith Squere, gdzie wznosi się pochodzący z XVIII wieku Kościół Św. Jana. Jest on uważany za najdoskonalszą pod względem akustycznym świątynię w Anglii. Gdy organizuje się tutaj koncerty, bilety rozchodzą się w błyskawicznym tempie. Idąc dalej Millbank, dojdzie się do słynnej galerii Tate Britain. Spacer zajmuje 10 minut. Wstęp jest bezpłatny. Galeria gromadzi największe zbiory malarstwa i rzeźby z okresu ostatnich 200 lat. Okazja, aby ją zwiedzić, będzie jutro.
Wracamy na George St. i kierujemy się ku Pałacowi Buckingham. Ten największy na świecie pałac królewski do dziś pełni funkcję, do jakiej został zbudowany. Pałac został wybudowany w 1705 jako rezydencja miejska Księcia Buckingham. W roku 1761 król Wielkiej Brytanii Jerzy III wszedł w posiadanie pałacu, który przekształcono w jego rezydencję prywatną. W ciągu kolejnych 75 lat pałac wielokrotnie rozbudowywano, w 1837 ogłoszono go oficjalną siedzibą brytyjskich monarchów. Zamieszkała tutaj wówczas na stałe królowa Wiktoria. Codziennie o 11.30 obejrzeć można zmianę warty, która przyciąga tłumy turystów. Gwardia w czapkach z niedźwiedziej skóry maszeruje powoli ku uciesze tłumów.
Tuż przed pałacem zatrzymujemy się przy Queen Victoria Memorial, czyli postumencie, na którym znajduje się posąg królowej Wiktorii. Został on wzniesiony w roku 1901. Pomnik w gruncie rzeczy jest jedną wielką alegorią, wyobrażono na nim najważniejsze sceny z historii brytyjskiego imperium. Monument zbudowano, aby upamiętnić „największą” z epok w historii brytyjskiego imperium.
Obejrzawszy pałac i posąg, wracamy ku Trafalgar Squere „drogą dla samochodów”, czyli ulicą The Mall. Po drodze oglądamy budowle istotne z punktu widzenia historii kraju. Najpierw po lewej stronie The Clarence House. Dom ten ma swoją dość specyficzną historię. Pełni on funkcję rezydencji królewskiej, tutaj do śmierci w 2002 roku mieszkała Królowa Matka. Rezydencja ta leży bezpośrednio obok Pałacu św. Jakuba. Obecnie jest oficjalną siedzibą księcia Walii, jego żony księżnej Kornwalii, a także księcia Harry’ego. Po śmierci królowej Matki zamieszkał tutaj rezydujący dotąd w Pałacu Kensington książę Karol wraz z synami i swoją kancelarią. Gdy w 2005 książę powtórnie się ożenił, w Clarence House zamieszkała także jego wybranka, księżna Kamila. Po ślubie księcia Williama w 2011 i uzyskaniu przez młodą parę tytułu książąt Cambridge, ich oficjalną londyńską rezydencją został Pałac Kensington, w którym William mieszkał jako dziecko.
Idąc dalej, po lewej stronie widzimy Lancester House. Gmach ten ma pewien związek z Polską, gdyż tutaj przed królową Wiktorią wystąpił Fryderyk Chopin (podobno nie zachwycił). Gmach ten wzniesiono jako rezydencję dla królowej Marii, która była żoną Jerzego V (1865-1936). Po tym jak zmarła ona w roku 1953 utworzono tutaj ośrodek naukowy Brytyjskiej Wspólnoty Narodów.
Dochodzimy powoli do Trafalgar Squere. Tuż przy końcu The Mall widzimy słynny i piękny Admirality Arch, czyli Łuk Admiralicji. Ten potrójny łuk pierwotnie był częścią gmachu, gdzie mieściło się dowództwo sił zbrojnych (stąd nazwa), które przylegało do Whitehall, ale obecnie służy raczej jako atrakcja turystyczna. Charakterystyczne jest to, że samochody jeżdżą tylko bocznymi drogami. Droga pod środkowym łukiem jest zarezerwowana dla rodziny królewskiej i to tylko w czasie świąt państwowych.
Wracamy na Trafalgar Square. Oglądamy ponownie National Gallery oraz National Portrait Gallery. Na razie tylko z zewnątrz. Kierujemy się ku słynnemu Piccadilly Circus. Leży on w samym centrum dzielnicy West End – londyńskiego centrum kultury i rozrywki. W centrum ronda znajduje się figurka, która ma przedstawiać Erosa – tak przynajmniej twierdzą miejscowi. W istocie zaś nie jest to rzymski Eros lecz grecki Anteros, którego w późniejszych czasach „przechrzchczono” na Anioła Miłosierdzia. Figura upamiętnia hrabiego Shaftsbury, który żył w XIX wieku i zasłynął jako filantrop. Samo rondo powstało w 1819 po skrzyżowaniu ulic z Regent Street. Wcześniejszą nazwą była Portugal Street na cześć księżniczki Katarzyny Braganzy z Portugalii, poślubionej przez króla Karola II.Miejsce rozpoznawalne na całym świecie głównie dzięki reklamom świetlnym takich firm jak np. SANYO, McDonald’s czy Coca-Cola, umieszczonym na jednym z rogów placu. Rzut oka na nieodległy przeszklony gmach Trocader Centre i ruszamy w kierunku serca Soho. Do dziś jest to miejsce, które upodobali sobie imigranci. Centrum tej części miasta stanowi Soho Square. Zbudowano go w XVIII wieku. W jego centrum stoi pomnik króla Karola II. Obok znajduje się udająca styl wiktoriański szopa, która stanowi jednocześnie wejście do podziemnej groty. Soho zawsze słynęło z tego, że mieszkali tutaj artyści. Wymienić można chociażby włoskiego malarza Antonio Canaletto, pisarza Oskara Wilde’a, nie mniej znanego mistrza pióra Francisa Bacona czy też Casanowę (on akurat, oprócz tego, że był pisarzem, zajmował się szeregiem innych czynności i wywołał w Londynie kilka skandali). Tutaj też przy Dean Street pod numerem 26 swój „Kapitał” napisał niejaki Karol Marks, a dwa domy dalej mieszkał przez kilka lat Mozart.
Cały spacer zajął nam około 4 godzin. Trasa, jaką pokonaliśmy, została narysowana na mapce powyżej. Zbliża się 15.00. Ruszamy do hotelu, który leży tuż przy British Museum. Idealna lokalizacja. Hotel, jak wspomniałem w poprzednim wpisie, kosztował nas 76 zł zamiast około 2100 zł. O tym jak wyglądało popołudnie w Londynie oraz jak optymalnie je wykorzystać, będzie w kolejnym wpisie. Kilka zdjęć ze spaceru – poniżej.