Posilony i ogrzany ruszamy zwiedzać kolejne partie miasta. Wchodzimy do dzielnicy Lower East Side. Celem pierwszym jest fragment dzielnicy nazywany „Małą Italią”. Historia tej „mini dzielnicy” sięga początków XIX wieku, kiedy zaczęli napływać tutaj Włosi. Żyli oni w ogromnym ścisku a mieszkali w domach czynszowych. Do części pomieszczeń, które zlokalizowane były na niższych piętrach nigdy nie docierało światło słoneczne. W sumie w warunkach braku higieny i światła słonecznego mieszkało ponad 40 tysięcy ludzi. Większośc z nich zajmowała w sumie zaledwie… 17 bardzo dużych domów czynszowych. Obecnie Little Italy to bardziej „ciekawostka” turystyczna niż dzielnica prawdziwie włoska. Wynika to z faktu, że coraz bardziej pożera ją Chinatown, które jest naszym drugim celem. Można tutaj nadal usłyszeć język Garibaldiego czy zjeść prawdziwie sycylijską pizzę. Wchodzimy do wspomnianego Chinatow. Obszar ten zajęli Chińczycy na początku XX wieku. Niemal wszyscy mieszkańcy byli mężczyznami. Pracowali fizycznie w okolicznych fabrykach a zarobki wysyłali do Chin. Bardzo szybko zaczęło tutaj rozwijać się niemal państwo w państwie. Cała tutejsza społeczność bardzo mocno odizolowała się od reszty mieszkańców Nowego Jorku i niemal całkowicie była kontrolowana przez często zwalczające się tongi (można powiedzieć, że to rodzaj rodzin mafijnych). Dopiero lata 30te przyniosły pewne uspokojenie sytuacji. Wynikało ono w dużej mierze z faktu, że miasto zaczęło wyprzedawać grunty w tej okolicy klasie średniej pod budynki mieszkalne. Równocześnie doszło do ogólnego wzbogacenia się chińczyków, którzy chcieli wieść nieco bardziej „amerykański” styl życia. Obecnie teren ten słynie z doskonałych restauracji, wydarzeń kulturalnych oraz sklepów, w których można kupić niemal wszystko co jest produkowane w Chinach. Z turystycznego punktu widzenia największą atrakcją dzielnicy jest Buddyjska Świątynia (Eastern States Buddhist Temple), gdzie można obejrzeć wspaniałe wota w tym ponad 100 złotych posążków buddy.
Po obejrzeniu dzielnicy chińskiej przechodzę obok imponującego wjazdu na Manhattan Bridge i kieruję się na południe. Słów kilka należy powiedzieć o moście manhattańskim. Został on zbudowany w roku 1909. Ma 2089 metrów długości i 37 metrów szerokości. Posiada aż trzy przęsła i dwa poziomy. Plan budowy mostu zaprezentował w 1901 roku Gustav Lindenthal, komisarz nowo powstałego New York City Department of Bridges. Prywatnie był on człowiekiem niezwykle ambitnym i chciał stworzyć coś co przyćmi most brookliński. Zakładał on w pierwotnej wersji, że konstrukcja Manhattan Bridge będzie połączeniem niektórych elementów Brooklyn Bridge i Williamsburg Bridge. Ostatecznie po wielu przeróbkach planów osiągnął most stan obecny. Nie obyło się bez skandali a nawet personalnych ataków pod adresem ambitnego budowniczego. Z jednej strony chciał on stworzyć coś niezwykłego a z drugiej nie brał pod uwagę kolosalnych kosztów budowy.Idąc dalej wchodzimy do dzielnicy znanej jako Seaport and Civic Center. Po tym jak znaczenie portu nowojorskiego podupadło dzielnica ta także straciła na znaczeniu i zubożała. Obecne się odrodził i przyciąga turystów bogatą architekturą, różnorodnością zabytków i niezwykłym „klimatem” tego miejsca. Często organizowane są tutaj cykliczne wydarzenia np. pokazy żaglowców. Zabytków i miejsc wartych uwagi jest tutaj kilka jednak skupię się w tym wpisie na największej z nich. Jest nią słynny Brooklyn Bridge. Ukończono go w roku 1883. Był wówczas największym mostem na świecie i do dziś pozostaje jednym z największych zbudowanych ze stali. Spacer po nim to punkt obowiązkowy dla każdego turysty, który pragnie odwiedzić Nowy Jork. Przechadzka to prawdziwa multikulturowa podróż. Można podziwiać miasto i ludzi nim żyjących, kupić nowojorskiego hotdoga, albo pozwolić się nasz kicować któremuś z artystów, oferującemu tutaj swoje usługi. Budowa mostu trwała 16 lat. Pracowało przy niej 600 ludzi a zginęło 20. Powodem śmierci była… choroba kesonowa. Robotnicy zapadali na nią, gdyż pracowali kilofami w nieckach pod dnem rzeki. Woda ich otaczająca powodowała ogromne ciśnienie co w połączeniu z wysiłkiem fizycznym (kuto lite skały kilofami) powodowało tragiczne dla zdrowia skutki. Całość zaprojektował John A. Roebling, który sam poniósł śmierć w czasie budowy. W chwili otwarcia był on cudem techniki. Gigantyczny podwieszany most przez wielu ludzi, którzy go nie widzieli na własne oczy uchodził za mit, albo przekłamanie. Jego całkowita długość to 1834 metry (przęsło główne znajdujące się nad wodą ma długość 486 m). Jest on szeroki na 26 metrów a wysokość dochodzi do 84 metrów. Koszt budowy także był astronomiczny – 15 milionów dolarów. Trudno dziś jednak o ważniejszy symbol nie tylko Nowego Jorku, ale USA w ogóle. Był on obiektem zdjęć, pisano o nim wiersze, kręcono na nim filmy, zdobił okładki albumów płytowych największych gwiazd muzyki a filmy w których można go oglądać po prostu trudno zliczyć.