Zwiedzić Marrakesz w 72 godziny — część ostatnia. Nowe miasto i ogrody

Poranek. Znów stanowczo za zimno, a kawa nazbyt mocna nawet jak dla mnie. Śniadanie i ruszam zwiedzać. Mam dziś ostatni dzień na Marrakesz, potem ruszam do Casablanki. Po kolei jednak. Spakowałem plecak i zostawiam go na recepcji. Pierwsze kroki kieruję ku jednemu z najbardziej znanych hoteli w tej części świata. Jest nim hotel La Mamounia. Tutaj odpoczywał w czasie II wojny światowej Winston Churchill. Tutaj spotykał się z Franklinem Rooseveltem, aby omawiać plany inwazji na Normandię. W tym hotelu, patrząc na pejzaż Wielkiego Atlasu, brytyjski premier miał oddawać się swojej malarskiej pasji. W końcu w tym hotelu Alfred Hitchcock w roku 1950 nakręcił sceny do swojego filmu: Człowiek, który wiedział za dużo. Hotel jest uważany za najlepszy przykład stylu Art Deco w Maroku. Słynie z ogrodu, jaki się przy nim znajduje, a ma on powierzchnię… 130 tysięcy metrów kwadratowych. Ogród to pozostałość po pałacu księcia Mulaja Mamouna, który panował w XVIII wieku. Obejrzawszy hotel, ruszam na spacer po francuskim nowym mieście. Wieczorem mam pociąg do Casablanki, więc… idealnie się składa. Zdążę jeszcze co nieco zobaczyć w drodze na dworzec. Najpierw jednak do hotelu. Pożegnałem się z właścicielami (chyba byłem przez kilka dni jedynym gościem tutaj), biorę plecak i kieruję się poza mury medyny.

W każdym mieście w Maroko, jeśli tylko przybyli do niego imigranci z Francji, to niemal natychmiast tworzono odrębną dzielnicę. Ta w Marrakeszu nazywana jest Kaliz. Marrakesz z uwagi na swe rozmiary potrzebował ogromnej dzielnicy. Jej zaprojektowanie zlecono Henriemu Prostowi. W ciągu 6 lat dzięki jego energii i dbałości o szczegóły powstała jedna z najpiękniejszych europejskich dzielnic w Afryce. Osią tej dzielnicy jest aleja Muhammada V. Granicę między starym (arabskim) a nowym (francuskim) miastem wyznaczają oczywiście mury medyny, ale przede wszystkim jest nią brama Bab Knob, przez którą właśnie ta aleja przebiega. Kaliz najczęściej jest nazywany po prostu Ville nouvelle, czyli „Nowe miasto”. Nazwę Kaliz urobiono od niewielkiego wzgórza, jakie znajdowało się tutaj, a za którym mieścił się kamieniołom, z którego wydobywano piaskowiec o takiej samej nazwie. Czas mnie goni, więc trzeba wybierać, co zwiedzić. Decyduję się na opcję najprostszą, ale bardzo atrakcyjną — spacer Aleją Muhammada V do dworca kolejowego. Aleja ma 3 kilometry, a oficjalnie otwarto ją dopiero w roku 2004. Nazwę aleja uzyskała od pierwszego króla niepodległego Królestwa Maroka. Pierwszym istotnym obiektem na trasie mojego spaceru jest Plac Wolności. Nieco dalej leży plac 16 listopada, a przy nim wzniesiono imponujący gmach państwowej poczty. Sercem całego Ville Nouveau jest plac Abd al-Mumina Ibn Alego. Maszeruję z dość ciężkim plecakiem, wkrótce moim oczom ukazuje się jeden z ładniejszych budynków w mieście — teatr Królewski. Zbudowano go niedawno, bo w roku 2001. Stanowi mieszankę neoklasycystycznej architektury zwanej w Europie ze stylem… mauretańskim. Niestety czasu brakuje, aby odejść nieco od głównej alei i zagłębić się w uliczki nowego miasta.

Zbliża się pora odjazdu pociągu do Casablanki. Wracam na dworzec, sprawdzam e-mail, korzystając z darmowego Wi-Fi w McDonaldzie, i wsiadam do pociągu. Kupiłem bilet pierwszej klasy — zaledwie 20% drożej niż klasa druga. Podróż zajmuje 4 godziny. Mija szybko, przedział pełny. Trochę czytam, trochę rozmawiam z pasażerami (coś tam jeszcze z francuskiego w głowie świta) i wraz z zachodem słońca docieram do Casablanki. Zameldowanie w hotelu, do którego idę pieszo (to tylko 2 kilometry J) i pora spać. Jutro intensywny dzień zwiedzania!

 

Comments

comments