Zwiedzić Tallin w 48 godzin. Przewodnik praktyczny: część I

Baza noclegowa w stolicy Estonii jest dość uboga. Niestety, hoteli w centrum jest niewiele, a te które są, mówiąc najogólniej, nie należą do najtańszych. Niemniej kilka tricków w oparciu o Biblię Taniego Latania sprawiło, że udało się znaleźć trzygwiazdkowy hotel w centrum miasta za 90 zł za noc ze śniadaniem. Normalna cena tego obiektu to ponad 240 zł za noc.

Wczesna pobudka i nie najlepsze śniadanie. Jednak, mimo że to jeszcze Europa, to jakoś tak nieeuropejskie zwyczaje śniadaniowe… Podczas zwiedzania Tallina nie sposób skierować swych pierwszych kroków gdzieś indziej niż na Wzgórze Toompea. Jemu też zostanie poświęcony ten wpis. Tutaj zgodnie z legendą ma spoczywać legendarny Kalev. Zgodnie z legendą po śmierci bohaterskiego obrońcy kraju Kaleva jego żona Linda chciała upamiętnić jego osobę. Znosiła ona w swoim fartuchu kamienie na szczyt wzgórza. Jeden z kamieni jaki niosła wysunął się jej z fartucha. Kobieta pobiegła za nim, ale gdy go odnalazła była tak wyczerpana, że nie mogła go unieść. Usiadłszy na nim zaczęła płakać. Z jej łez powstało jezioro Ulemiste, które do dziś można podziwiać przy mieście, podobnie głaz, który miała gonić kobieta, a nazywany jest on Lindakivi – Głazem Lindy. Linda, po tym jak z jej łez powstało jezioro, porodziła syna nazywanego Kalevipoeg (syn Kaleva). Zbudował on na wzgórzu nieopodal jeziora twierdzę, a wokół niej wyrosło miasto. Nazwano je Lindanise, co tłumaczy się jako „Łono Lindy”. Dziś jest ono nazywane Górnym Miastem lub po prostu Wyszogrodem. Obecnie wzgórze wygląda jak na zdjęciach poniżej. Po prawej widok z lotu ptaka, a po lewej mapka.

Na wzgórze najlepiej (z uwagi na piękne widoki i historyczną scenerię) wejść ulicą Pik. Gdy dojdziemy do murów starego miasta, ukaże się naszym oczom kamienna baszta z dachem wykonanym z czerwonej cegły. Nazywana jest ona Pikk jagl, co znaczy tyle co „Długa Noga”. Przechodzimy przez basztę i długą wąską uliczką dochodzimy do właściwej bramy, która prowadzi wewnątrz wzgórza Toompea. Droga, którą przemierzam, była najważniejszym traktem prowadzącym do serca średniowiecznego Tallina. Tylko tędy można było wjechać konno do miasta. Podchodząc pod mury otaczające szczyt wzgórza, mijamy po prawej stronie rzygacz, który swoim kształtem przyciąga turystów. Do złudzenia przypomina wykonany ze stali but z długą cholewą. To właśnie od niego nazwano ulicę – Pikk jalg (Długa noga).

Po wejściu na szczyt wzgórza, w obręb „starego miasta”, naszym oczom ukazuje się Prawosławny Sobór pod wezwaniem św. Aleksandra Newskiego (Aleksander Nevski katedraal). Wstęp jest bezpłatny, a zwiedzać można od 9.00 do 18.00. W przeszłości w miejscu obecnej katedry wznosił się pomnik Marcina Lutra. W XIX wieku rozpoczęła się intensywna rusyfikacja terenów dzisiejszej Estonii. Promowano wyznanie prawosławne, a ponieważ wyznawcy tej religii cieszyli się pewnymi przywilejami – ich liczba bardzo szybko rosła. W 1885 roku funkcję gubernatora dzisiejszej Estonii objął książę Siergiej Szachowski. W 1886 roku wystąpił on z propozycją budowy monumentalnej świątyni. Zebrano gigantyczne jak na ówczesne warunki kwoty pieniędzy – prawie pół miliona rubli. Miejsce pod nową świątynię wyznaczono niedaleko pałacu gubernatora. Świątynię w pełnym blasku oddano do użytku w roku 1898, kiedy to pojawiło się na niej 11 dzwonów. Największy z nich wazy prawie 16 ton. Przed świątynią w oczy rzuca się mandylion wewnątrz zaś piękny ikonostas, do którego ikony napisał Aleksander Nowoskolcew. Świątynia nie cieszyła się jednak zbyt długo pełnym blaskiem. Po odzyskaniu przez Estonię niepodległości chciano wcielić w życie plan rozebrania świątyni jako symbolu radzieckiej dominacji. Częściowo się to udało, m. in. usunięto z kopuł warstwę złota. W czasie II wojny światowej okupujące Estonię Niemcy zamieniły cerkiew w magazyn. W latach 60. próbowano przystosować budynek do pełnienia funkcji planetarium. Udało się ocalić świątynię argumentując, że zawiera ona cenne dzieła sztuki, a sama jest zabytkiem architektury. W roku 1990 sobór odzyskał swój blask i ma on status kościoła stauropigialnego, co oznacza, że podlega bezpośrednio patriarsze Rosji i Wszechrusi.

Cerkiew zbudowano na planie centralnym i wyposażono w pięć kopuł. Szczególne wrażenie robi od strony wejścia głównego, gdzie nad portalem przedstawiono wizerunek Matki Oranty czy może bardziej poprawnie Bogurodzicy Znaku. Nad wejściem wyobrażono także mandylion, czyli przedstawienie twarzy Chrystusa odciśnięte na chuście, którą podała mu św. Weronika. Po wejściu do Cerkwi naszym oczom ukazuje się imponujący, aczkolwiek dość prosty w swej konstrukcji, ikonostas. Wejście jest dość nietypowe. Pierwotnie umieszczono tutaj tablice upamiętniające początki i koniec budowy świątyni. Obecnie ich miejsce zajmuje tablica upamiętniająca… żołnierzy radzieckich poległych w bitwach morskich. Spacerując wokół cerkwi, w jej środku nie sposób nie zauważyć dwóch kaplic, czy może lepiej powiedzieć pridiełów, które poświęcono świętemu Sergiuszowi z Radoneża oraz św. Włodzimierzowi. Niestety nabożeństwo sprawiło, że nie dane było mi przyjrzeć się bliżej wszystkim detalom wewnątrz cerkwi.

Po wyjściu z cerkwi kieruję się w kierunku zamku. Obecnie mieści się tutaj siedziba parlamentu i, co za tym idzie, obiekt jest niemal niedostępny dla zwiedzających. Niemniej… da się to załatwić. Wystarczy podłączyć się do zorganizowanej grupy. Codziennie między 10.00 a 16.00 są organizowane „zbiorowe” zwiedzania i nie ma problemu z tym, aby się przyłączyć. Historia zamku sięga XIII wieku. Pierwotnie był on otoczony fosą, a jego kluczową ze strategicznego punktu widzenia część stanowiła baszta nazywana Stur den Kerl co tłumaczyć można jako „odeprzyj wroga”. W wieku XVI zamek znacznie rozbudowano i dodano wówczas tzw. Koronę Ziemi czyli okrągłą kamienną basztę zwaną Landskrone. Do dziś robi ona spore wrażenie. Od XVI wieku zamek z twierdzy obronnej zaczął powoli zmieniać się w nieco bardziej „reprezentacyjną” rezydencję. Proces ten zakończył się dopiero w XIX wieku, kiedy nabrał on dzisiejszego kształtu. Od 1918 roku obraduje tutaj estoński parlament. Stojąc przed gmachem, trudno nie zwrócić uwagi na umieszczony w górnej części fasady budynku herb Estonii. Nie jest do końca jasne, czy w herbie wyobrażono lwy czy lamparty. Większość historyków optuje za tą pierwszą opcją.

Kilka zdjęć i ruszam do jednej z najbardziej charakterystycznych wież na wzgórzu, pod którą mieści się – jak przeczytałem – punkt widokowy, z którego rozpościera się fenomenalna panorama na miasto – celem moim jest wieża zwana Długi Herman. Wysoka na ponad 45 metrów wieża z białego kamienia jest widoczna z daleka. Rzeczywiście widok, jaki się stąd rozpościera (u jej podstawy), jest imponujący. Szkoda, że nie można wejść na jej szczyt… Basztę o średnicy prawie 10 metrów zbudowano w XIV wieku. Od tamtej pory niemal się nie zmieniła. Można do dziś zwiedzać podziemia pod wieżą, gdzie najpierw był magazyn, a potem od XVII wieku więzienie. Chwila wypoczynku, podziwiania okolicy i odnajduję ulicę Toom-Kooli. Celem moim kolejnym jest Katedra pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Neitsi Maarja Piiskoplik Roomkirik jest najważniejszą luterańską świątynią w Estonii. Jest też skarbem narodowym, jednym z najważniejszych gotyckich gmachów w kraju. Historia tego miejsca sięga XIII wieku. Zbudowano tutaj wówczas niewielki kościółek. Wznieśli go Duńczycy, po tym jak pokonali pogańskich Estów. W roku 1240 zbudowano na miejscu drewnianej świątyni kamienny kościół. Całość prac nadzorować miał osobiście biskup Lundu. W ciągu kilku kolejnych stuleci przybytek rozbudowywano, nadając mu w XVIII wieku kształt, jaki dziś możemy podziwiać. Katedra była świątynią chrześcijańską do roku 1561, kiedy to przejęli ją luteranie. W roku 1917 oddano ją pod zarząd Estońskiego Ewangelickiego Kościoła Luterańskiego, pod którym pozostaje do dnia dzisiejszego. Po wejściu do środka uderza 107 herbów, którymi wyłożono jej ściany. Największe mają kilka metrów średnicy. Najstarszy pochodzi z roku 1686. Drugim elementem, który stanowi o niezwykłości tego miejsca, są dziesiątki pomników nagrobnych oraz epitafiów, które można tutaj podziwiać. Najstarsze mają prawie 800 lat. Spoczywają tutaj doczesne szczątki kilku wybitnych postaci. Pierwszą z nich jest Pontus De la Gardie. Był on chyba najbardziej znanym szwedzkim wodzem połowy XVI wieku. Zasłynął w licznych bitwach we Francji, Włoszech i Hiszpanii, a na starość został namiestnikiem Estonii. Zyskał sławę z uwagi na niezwykłe (nawet jak na jego czasy) okrucieństwo, jakie okazywał swoim nieprzyjaciołom. To z jego rozkazu w czasie wojny roku 1581, gdy Szwedzi zdobyli Narew, wymordowano wszystkich jej mieszkańców (ponad 7 tys. ludzi). Z innych postaci, które tutaj spoczywają warto wspomnieć (trudno nie zauważyć jego sarkofagu) osobę Iwana Fiodorowicza Kruzenszterna, chyba najbardziej znanego odkrywcy i żeglarza rosyjskiego pierwszej połowy XIX wieku. To on w latach 1805-1806 poprowadził pierwszą w historii ekspedycję rosyjską w podróży dookoła świata, odkrywając szereg wysp w Polinezji. Jego nagrobek wykonał osobiście Johann Eksner. Po opuszczeniu katedry, krótki spacer po punktach widokowych. Trochę to zakłóciło plan zwiedzania, ale… pogoda piękna i trzeba wykorzystać możliwość zrobienia zdjęć.

Po serii zdjęć pora upuścić szczyt wzgórza. Udaję się nieśpiesznie do miejsca nazywanego Ogrodem Duńskiego Króla. O tym jednak w kolejnym wpisie. Tymczasem kilka zdjęć…

Comments

comments