Dwa tygodnie w Polsce i znów pakujemy walizki. Czeka nas wyjazd niezwykły – celem jest Panama i Kostaryka. Jakoś tak już jest, że najciekawsze wyjazdy zaczynają się w sposób nudny. Pierwszy odcinek naszej podróży wiedzie z poznańskiej Ławicy do Amsterdamu przez Warszawę. Korzystając z kilku technik z Biblii Taniego Latania, kupujemy bardzo tanie bilety. Lecimy naszym narodowym LOT-em. Teoretycznie mogliśmy zakupić bilety nawet za kilka euro, ale po pierwsze wiązałoby się to z koniecznością dojechania autobusem do Berlina, a po drugie czas podróży byłby dłuższy o jeden dzień. Woleliśmy dołożyć po 20 euro na osobę i zamiast 3 dni, być 2 dni w podróży. Najpierw krótki lot do Warszawy. W Polsce robi się zimno. Wsiadając do turbośmigłowego samolotu na poznańskiej Ławicy, uświadomiłem sobie, że nasze kurtki zimowe trzeba będzie gdzieś upchnąć na najbliższe 3 tygodnie. W stolicy godzina oczekiwania na kolejny lot. Samolot do stolicy Holandii jest strasznie zatłoczony – nie ma wolnych miejsc. Boarding trwa w strasznie długo – choć po trosze to nasza wina, bo zasiedzieliśmy się w saloniku business class i ostatnie kilkadziesiąt metrów do gate’u pokonaliśmy, biegnąc. W końcu startujemy. Po wylądowaniu w Amsterdamie okazuje się, że mam pecha. Moja walizka została uszkodzona. Niezbyt fajnie. Jest już 19.30, a trzeba zgłosić szkodę, wypełnić formalności i… kupić nową walizkę. Ech… Pewnie przyjdzie mi czekać kilka tygodni, zanim linia lotnicza zwróci koszty nowej walizki. W końcu po tej przygodzie docieramy do hotelu. Zmęczeni padamy na łóżko. Biblia Taniego Spania pozwoliła znaleźć za kilkanaście euro czterogwiazdkowy hotel z darmowym transferem z lotniska. Z samego rana meldujemy się na lotnisku. Ogromne kolejki do kontroli bezpieczeństwa, wnikliwe sprawdzanie bagażu. Śniadanie w saloniku business class i… w końcu startujemy! J Pierwszy odcinek podróży wiedzie do Frankfurtu, skąd po krótkiej przesiadce startujemy do Bogoty. Kilkanaście godzin lotu mija stosunkowo szybko. Na pokładzie Lufthansy mamy Wi-Fi (Facebook jest za darmo, inne strony odpłatnie). Jedzenie, które serwuje narodowy niemiecki przewoźnik jest smaczne, fotele wygodne (w miarę). Po wylądowaniu w stolicy Kolumbii, korzystając z BlackLinke, za kilkanaście dolarów jedziemy limuzyną do centrum miasta. Znowu kod rabatowy pozwolił o ponad połowę zmniejszyć cenę za transfer. Rzucamy bagaże i… ruszamy zwiedzać. Krótki był wieczorny spacer. Padamy zmęczeni na łózko. Jutro z samego rana chcemy zobaczyć jak najwięcej Bogoty, a mamy na to zaledwie 5 godzin!
Poranek. Śniadanie skromne, ale smaczne. Hotel, mimo że czterogwiazdkowy, nie imponuje pod tym względem. Jego największym plusem jest lokalizacja – w ścisłym historycznym centrum miasta. Zwiedzanie rozpoczynamy od nieodległego od naszego hotelu Plaza de Bolivar, przy którym znajduje się imponujący Palacio de Justicia oraz będący siedzibą kongresu: Capitolio Nacional. Jednak najważniejszym gmachem przy placu jest Catedral Piramida i przyległa do niej Capilla del Sagrario. Katedra uchodzi za najpiękniejszy neoklasycystyczny gmach w Kolumbii. Kilkanaście minut na placu, na którym odbywają się przygotowania do jakiegoś spotkania wyborczego i ruszamy w kierunku Museo del Oro. Niestety mamy pecha – jest zamknięte. Spacer kończymy w Parku Santander, przy którym leży nasz hotel. Kilka godzin spacerowania po Bogocie to stanowczo za mało na cokolwiek. Jedną rzecz można jednak zrobić – obejrzeć uliczne murale i graffiti. Robią one niesamowite wrażenie, a umiejętności miejscowych artystów czasami po prostu zapierają dech w piersiach.
5 godzin mija ekstremalnie szybko. Wracamy do hotelu, zamawiamy taksówkę (można jechać autobusem, ale nam zależało na czasie) i za 15 dolarów w 30 minut docieramy na lotnisko. Błyskawiczny check-in i po najszybszym w historii obiedzie w saloniku business class biegniemy do samolotu linii Avianca, który zabierze nas do Panamy. Witaj, Centralna Ameryko! 🙂