Pierwszy oddech chilijską stolicą…

Podróż do Ameryki Południowej to logistycznie męczące doświadczenie (podobno zdążyłem się już przyzwyczaić). Moja czwarta podróż na ten kontynent rozpoczęła się o godzinie 10.40 na dworcu autobusowym w Poznaniu. Pięć godzin jazdy do Berlina (z kontrolą paszportową po drodze, która sprawiła, że przez prawie godzinę staliśmy podziwiając Odrę), a potem samolot do Madrytu. Tutaj błyskawiczna przesiadka i po czternastu godzinach lądujemy w Santiago de Chile. Ostatnia faza lotu to podziwianie pięknej panoramy Andów… Zimno – to pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy. Mimo że niby wiedziałem, że tutaj jest środek zimy, to jakoś tak trudno do mnie to docierało. Termometr wskazuje 4 stopnie Celsjusza. Brrr… Najpierw odprawa paszportowa (błyskawiczna), a potem celna. Wwożenie pewnych dóbr do Chile jest obłożone bardzo ostrymi restrykcjami. Mianowicie: nie wolno przewozić żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego ani roślin. Do tego obowiązuje zakaz wwozu produktów mlecznych (np. serów czy jogurtów) oraz karmy dla zwierząt i nawozów. Nieprzestrzeganie tego prawa grozi karą w wysokości 110 tysięcy pesos (ponad 600 zł), którą trzeba zapłacić od ręki. Mam mały stres, bo w bagażu mam kilka drobiazgów na czarną godzinę (na Atacamie) m. in. gorącą czekoladę i wysokoenergetyczne słodycze. Na szczęście wszystko jest w porządku – co nie zmienia faktu, że sporo osób po przetrząśnięciu bagażu musi sięgnąć głębiej do portfela.

Metro Santiago de ChileZ lotniska w Santiago najtaniej można dostać się do centrum miasta lotniskowym autobusem o nazwie Centropuerto (łatwo znaleźć – niebieski, zawsze stoi przed halą przylotów, przy wyjściu oznaczonym numerem 4). Bilet kosztuje 1450 pesos (około 7 zł). Można oczywiście wybrać kilka innych opcji transportu (więcej o nich będzie w naszym przewodniku turystycznym po Chile, który właśnie testujemy w praktyce), ale są one po pierwsze droższe, a po drugie mniej wygodne dla nas. Autobus Centropuerto jedzie bowiem wzdłuż głównej arterii miasta (ulica O’Higgins’a), przy której leży nasz hotel (zatrzymuje się po drodze, a ostatnim przystankiem jest stacja Los Heroes – piękny park i to w samym centrum). Zresztą wystarczy spojrzeć na mapę metra zamieszczoną poniżej, aby zrozumieć dlaczego Centropuerto jest najwygodniejszy.

Po zameldowaniu się w hotelu (mieszkamy dokładnie między dwoma dworcami autobusowymi, które obsługują ruch ze stolicy kraju – o tym w kolejnym wpisie) ruszamy zwiedzać. Ponieważ zmęczenie podróżą daje się we znaki ograniczymy się tylko do Plaza de Armas, czyli centralnego placu w mieście. Co prawda idziemy do niego pieszo ulicą O’Higgins, przy której zabytków jest mnóstwo, ale… sił nie starcza, aby zajrzeć wszędzie, więc czynimy postanowienie, że jutro zwiedzimy je dokładniej. Po drodze w kilku miejscach (czytaj budkach ulicznych) kupujemy pyszne jedzenie (o tym jak tanio się wyżywić w Chilijskiej stolicy także napiszę więcej w którymś z kolejnych wpisów). Plaza de Armas to serce Chile. Jako ciekawostkę można podać fakt, że wszystkie odległości w samym Santiago jak i w całym kraju mierzy się właśnie od tego miejsca. Od tego miejsca zaczęło rozwijać się miasto, po tym jak zostało założone przez Pedro de Valdivia w roku 1541. Nawiasem mówiąc założenie Santigo musiało być fascynującą uroczystością. Odbyła się ona na wzgórzu Huelén (później wzgórze przemianowano na Santa Lucía). W czasie jej trwania oficjalnie nadano nazwę stolicy Chile. Santiago del Nuevo Extremo. Valdivia jak podaje legenda, wybrał lokację miasta według wskazówek kochanki, Inés Suárez, z powodu umiarkowanego klimatu regionu oraz ze względu na dobre położenie strategiczne.

Pierwsze kroki kierujemy do katedry. Zwiedzać można od poniedziałku do soboty w godzinach od 9.00 do 17.00 oraz w niedziele od godziny 9.00 do 12.00. Katedra została wzniesiona przez włoskiego architekta (i mnicha jednocześnie) Joaquína Toesca, który budując ją zrealizował swoją wizję połączenia baroku z neoklasycyzmem. Po wejściu do środka, możemy obejrzeć imponujący ołtarz, który wykonano z lapis lazuli, marmuru i brązu. Widoczne zdobienia ze srebra wykonali jezuici z Bawarii, a następnie przysłali je tutaj jako dar dla nowo powstałej świątyni. Obecny kościół pochodzi z około 1730 roku. Przed katedrą swoje prace wystawiają artyści. Można nabyć obrazy za bardzo niewielkie kwoty. Obok katedry znajduje się Museo de Arte Sagrado , a nieco dalej Museo Histórico Nacional i Museo Chileno de Arte Precolombino – więcej o muzeach będzie w którymś z kolejnych wpisów, gdyż zamierzamy zwiedzić je w niedzielę, gdy wstęp jest darmowy ☺. W północno-zachodniej części placu znajduje się Correo Central. Wewnątrz znajdują się imponujące galerie, a całość wieńczy szklany dach. Został on zbudowany w roku 1882, po tym jak rozebrano resztki znajdującego się tutaj wcześniej pałacu gubernatorów (Palacio de los Gobernadores). Północno-wschodni róg placu zajmuje Municipalidad, czyli ratusz. Początki gmachu ratusza w tym miejscu sięgają XVII wieku. W piwnicach pierwotnego ratusza znajdowało się przez dziesięciolecia więzienie. Do dziś cele więzienne się zachowały (przerobiono je na biura!), a sam ratusz całkowicie przebudowano w roku 1895 nadając mu obecny kształt.

Po zwiedzeniu placu centralnego zmęczenie daje się we znaki… ruszamy na zakupy (chilijskie wino jest bardzo tanie i doskonałej jakości). Wracamy metrem. Sieć jest doskonale zorganizowana i w przystępnej cenie. Przejazd (niezależnie od jego długości) kosztuje 630 pesos (aby ułatwić przeliczanie można przyjąć, że 1000 pesos to 6 zł – jest to co prawda nieco zawyżone, ale np. jeśli trafimy na bankomat ze złodziejskim kursem walutowym to będzie wówczas dokładnie 6 zł). Wracamy do hotelu i… pora zebrać siły na kolejny dzień zwiedzania.

Comments

comments