Powrót do Europy…

Powrót do Polski z Ameryki Łacińskiej w naszym przypadku był rzeczą dość skomplikowaną, ale po kolei… Pobudka bardzo wcześnie, o 3.00 nad ranem. Niestety na 4.00 rano mamy busa na lotnisko. Samolot co prawda o 10.38, ale… wynegocjowana zniżka sprawiła, że mieliśmy do wyboru albo autobus o 4 rano, albo o 9.00. Okazało się, że jazda na lotnisko trwała niecałą godzinę (w biurze podróży twierdzono, że może trwać nawet dwie godziny…). Okazało się, że samo wypełnienie kilku dokumentów (kwity celne, deklaracje, itp.) trochę czasu zajęło. Lotnisko w Gwatemala City jest niezbyt nowoczesne, ale za to dość tanie, jeśli chodzi o wyżywienie. Można korzystać z darmowego Internetu przez wi-fi. Drobiazgowe kontrole bezpieczeństwa trochę irytują, ale generalnie panuje tutaj mniejszy reżim niż na europejskich lotniskach (można np. wnosić więcej płynów na pokład samolotu).

O 10.38 startuje nasz samolot, który zabiera nas do Panamy. Panama City – piękne nadmorskie miasto. Mimo że oglądamy je bardzo krótko, robi wrażenie. W samolocie serwowane jest całkiem przyzwoite jedzenie i napoje – nawet mogę powiedzieć, że jestem w małym szoku bo to co dostałem znacznie przewyższało oczekiwania. Ech… gdyby tak np. w PLL Lot tak karmili… Lądowanie przebiega sprawnie. Witamy w Panamie! Mamy tutaj kilka godzin do kolejnego samolot. Tym razem lonie lotnicze Iberia zabierają nas do Madrytu. Po wejściu do samolotu znów bardzo miłe rozczarowanie. Maszyna niczym nie przypomina tej, którą lecieliśmy do Gwatemali. Każdy fotel posiada indywidualne centrum rozrywki, bardzo dużo filmów i muzyki. Sporo do czytania, posiłki bez zmian – bardzo smaczne. Większość lotu przespałem – niestety złapała mnie jakaś choroba… Obudziłem się kilkanaście minut przed tym jak obsługa samolotu podała śniadanie. Smaczne. Lądowanie w Madrycie przebiegło sprawnie i bezproblemowo. Do kolejnego samolotu – do Berlina – mamy 6 godzin czasu. Ruszamy zwiedzić stolicę Hiszpanii! O tym jednak w kolejnym wpisie.

Comments

comments