Wcześnie rano promem transportowym płyniemy z Bocas del Toro na stały ląd. Wysiadamy w Almirante i łapiemy taksówkę na dworzec autobusowy. Co chwilę jeżdżą stąd busiki do Changuinola. Po 40 minutach obijania sobie tyłków w mikrobusie, gdzie na siedzeniu, na którym ja sam ledwo się mieszczę, siedzieliśmy we dwoje, w końcu wysiadamy. Szybkie zasięgnięcie języka i łapiemy kolejny (tym razem autobus, przerobiony ze starego „school busa”) do Sixaola. Granica z Kosaryką. Po stronie Panamy wszystkie formalności załatwiamy błyskawicznie. Przechodzimy przez dawny most kolejowy i… jesteśmy w Kostaryce. Pięknie. Teraz trzeba…